Wyślij za pomocą:

Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński

Tak ogarniamy te lata, a one 
jak łodyżki strzelające pod grad. 
w żółtym blasku jeszcze zielona 
dłoń się pręży jak kwiat. 
Ach, jak w pędzie na rumaku, co szumi, 
takie rumaki są – jak ulew maszt. 
Jeszcze słowa, które sie rozumie: 
spełnia się pierwszy raz. 
Jeszcze ciało i Bóg coraz nowy, 
i duchów głos u ciężkich powiek, 
i rzeki, gdzie jak fale – głowy, 
i gdzie umiera człowiek. 
To, co poznane, cierpki owoc, 
co w siwy porost zmienia wzrok, 
co w kamień zmienia. Marmurowe 
obłoki kładzie w noc. 
I to, co zbrodnią jest, jak wbity 
na szpilkę rudy chrząszcz, 
co stygnie w bólu i granitem 
zostaje w śnie jak głos. 

I to, co miłość: trawa rwana 
garścią, aż tryśnie żywy sok, 
martwieje jeszcze nie doznana, 
przyrosła krwią do obcych rąk. 
I nim się kształt ustoi pełny 
formą, choć w krzywdzie – piękną, 
płomieniem w domy, na twarz hełmem 
cień runie, aż kolumny pękną. 
I nim uniesiesz, nim ustoisz, 
będziesz jak dziecko, co się boi, 
rozpoznający kształt. 
I już się staniesz. Przebudzony 
drzewem w zmierzchanie nachylonym, 
u martwych siniejący skał. 

marzec 42 r.

Podobne posty