Wyślij za pomocą:
Wiersz: Jan Kasprowicz
I.
Z kraju, gdzie drzewa jęczą na mogile
Pieśń, co rozdziera pogrobowców serce;
Z kraju, gdzie kwiaty tarzają się w pyle,
Gdzie próżno czekasz na świeże kobierce;
Z kraju, gdzie zmroku rozpaczliwe chwile
Bój przeciw każdej staczają iskierce;
Z kraju, co z sobą cierpieniem mnie wiąże,
Dzisiaj, gdzie wiosna się uśmiecha, dążę.
II.
Myślałem zawsze — już od pierwszej pory,
Kiedy mi w duszy ogień się zapalił;
Kiedy przed oczy stanęły mi twory
Przedziwnych kształtów, gdy byt się skrysztalił
I nieznanymi jął mienić się wzory,
Gdy kamień życia na barki się zwalił —
Myślałem zawsze o tem jasnem niebie
I o kryjącej dawną sławę glebie.
III.
Myślałem zawsze: iść, ujrzeć zwaliska
I na rycerzy wypocząć mogiłach,
Pić z tej kaskady, co im z piersi tryska,
By krew rycerską uczuć w własnych żyłach —
Myślałem zawsze: do tego źródliska
podwojonych będę dążył siłach!
I oto dzisiaj duch mój wyzwolony
Orlemi skrzydły leci w tamte strony.
IV.
Noc — nie ta mglista, o! nie ta kirowa,
Co nas trupiemi wystrasza widziadły,
Lecz, jak dziewicy, postać marmurowa,
Sennej dziewicy o twarzy wybladłéj,
A która, zda się, ogień swój gdzieś chowa,
By go przedwcześnie tłumy nie wykradły;
Noc to wpółjasna, wpółsenna, wpółcicha,
Że duch do marzeń nie nadarmo wzdycha.
V.
Noc, a w tej nocy tajemniczych blaskach
Odwieczne miasto spoczywa… Ruiny
Marzą o głośnych kwirytów oklaskach:
Snać jakiś histryo opiewa im czyny
Mitycznych ojców… W skórzanych przepaskach
Kończą snać dzieci skityjskiej krainy —
Kończą i jeszcze wzrok wznoszą do góry
I jeszcze szepcą: Ave… morituri…«
VI.
Widzę ich duchy — ulatują z ciała,
Ponad skrwawionym unoszą się łanem
I lecą, lecą, a droga ich biała,
Gwiazd promienistych wysłana dywanem…
Lecz wnet z tych wyżyn, z pieśnią: »chwała! chwała
Tym, którzy tęsknią za słonecznem ranem«
Spłynąwszy, strojne w zwycięskie egidy,
U Cestyusza zmilkną piramidy.
VII.
U piramidy, lśniącej, jak gromnica,
W gronie tych duchów widzę kształt młodzieńca:
Przedziwna piękność przystraja mu lica,
Choć ani śladu kraśnego rumieńca…
Lecz na nim stara nie błyska zbroica —
Więc to nie postać skityjskiego jeńca?
Nie! po tej skroni, po ócz tych zadumie
Duch mój późniejsze wieki poznać umie.
VIII.
Nie! to Alastor… Wśród ciszy pustynnéj
O mur się oparł i zgłębia początek
Tych prawd najświętszych, którym świat jest winny
I nić nadziei i miłości wątek…
Nie! to Alastor, co mózg swój wciąż czynny
Zmienił na święty współczucia zakątek
I ludzkiej nędzy, ludzkiej łzie, co płynie
Ze krwią zmieszana, postawił świątynię.
IX.
Nie! to Alastor!… Cyt!… słuchaj… pieśń żywa!
To osamotnień czarująca ręka
Do takiej pieśni ulubieńca wzywa…
I oto drzewo zamrożone pęka
I skronie liściem zielonym okrywa,
A tam chór kwiatów przed natchnionym klęka,
A tu ondiny z mitycznych powstają
Dumań i razem z Alastorem grają:
X.
»Wszystko, co żyje, w hymn się wzniosły składa:
Powietrze, gwiazdy i złociste słońce,
Wody czerwone, gdy nad niemi włada
Majestat zorzy, roniąc perły wrzące,
Lasy i pola i stworzeń gromada —
Nawet owady, jako proch niknące —
Wszystko, a w wszystkiem żywot wieczny gości,
W jeden się wielki składa hymn miłości«.
XI.
I dalej śpiewał Alastor: »W głębinach
Własnego serca odnalazłem bóstwo!
Wielkość poznałem po myślach i czynach,
A…