Jestem tutaj

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Jestem tutaj, ot, niedbały 
pewnie, że większy od ważki, ale znikomy wobec  
cienkiego dymu, co ma kształt zapałki 
nad malinowym moim domem.  
Za mną, nikłym, słońca pięta  
tropi wiernie i niebiosa 
jak powieka odemknięta  
kuszą smutnie, bym pozostał!  
Próg mnie więzi, zwiera szczęki:  
tylko tutaj – oznajmia – bądź  
jak ja martwy i ciągle niewielki,  
choć we mnie jest jasność i noc;  

Żegnając się z matką

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Jak do Ciebie będę pisał 
pochylony nad sobą w żalu. 
Serce chłodne świeci jak kryształ 
i choć wczoraj się z Tobą rozstałem, 
jak Ci słowo do dłoni podam 
badający uparcie ciemność, 
skoro mówisz: lekka jest młodość 
chociaż ognia bukiet nad ziemią, 
skoro mówisz: ciałem człowieczym, 
trzeba schodzić nisko, najniżej, 
bo radosna w locie tym wieczność 
jest kołyską zrodzoną na krzyżu. 
Jak Ci sercem odpowiem jak źródłem 
wykuty głosem śpiewnym, 
kiedy tłum przerażonych jaskółek 
niosę po ręce lewej, 

Żebrak smutku

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Światłom jak kurantom złocistym 
przebiegł drogę człowiek po drobniutkim świście – 
chitynowy niemal. 
Dziewczyna stojąca na skraju melodię nakryła fartuchem 
jak liściem. 
Usta miała maleńkie 
i prędkie, 
a szyszka świeciła w jej ręku 
jak klejnot albo lusterko. 
Po śpiewie człowiek się wspinał, 
grzbiet wygarbiał jak owad, 
pewnie płakał – bo w słowach 
jak w bursztynie trzy łzy miał – 

Z listu

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Krok twój rześki 
w powietrzu słonym 
dzwoni jak w wierszu 
moim asonans; 
lecz nawet takim 
jasnym i rześkim 
krokiem nie ujdziesz 
czasom bez pieśni; 
choćby zuchwały 
był pod kołyską 
nosił twe ciało – 
nie schroni przyszłość 
od smutku tego 
co za wodopój 
ma nas i niebo. 

Wstecz

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Nad tych kwiatów wysokich sierścią 
grom cieniutki, a jednak stuka 
i w widnokrąg jak w strzechę lub w pierścień 
wpływa zwięzły jak chłodna jaskółka. 
Rąk złożonych wygasło już gniazdo, 
odkąd sercem zmarszczonym czekam 
pod tym gromem jak wieża lub klasztor, 
na tych kwiatach jak ciemna kolebka. 
Tak być musi, tak będzie do kresu. 
Znów potoczę przed sobą dźwięk, 
ale łuny cielistej brzeszczot, 
mowę broni przypomni mi sen… 
I nad walki skupionej tęczą, 
w drzew kolumnach i wodzie czarnej 
echo małą żelazną piosenką 
w młodość wróci po zrudziały laur. 

Wiersz o szukaniu

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Ile rąk, ile spojrzeń, 
ile melodii trzeba w śnie – 
Nie wiem ja i ty nie wiesz, 
i nikt wiedzieć nie może, 
ile rąk, ile spojrzeń, 
ile melodii – 
kto wie? 
Czy na łodydze z zapachu i barwy, 
czy na liściu płaskim, który wyrzeźbił wiatr 
i czy naprawdę zielonym blaskiem, czy naprawdę – 
przez jedną chwilę czy przez wiele lat? 
A przez westchnienia leniwych żmij 
zwiniętych płasko w księżycowej mgle, 
a przez usta syczące jeżyn, 
a przez kwiaty wysokie i prężne 
iść źle. 

Wezwanie

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Już noc lub dzień jak wody ziarno 
wydzielasz mi z uśmiechem patrząc, 
gdy ciała mego smutny barok 
zawile trwa pod Twoją gwiazdą. 
Nie świecisz we mnie i nie śpiewasz, 
mym ustom ogień zamiast kwiatu, 
a dłoni ostrze dajesz teraz, 
jak obiecałeś sen i światło. 
Prowadzisz mnie, czy tylko stoję, 
jak stoi drzewo pod przelotem 
czystego nieba albo płomień 
nad krajem niebu niepodobnym? 
Przemawiasz do mnie czy sryderczy 
pociskiem godzisz, by zakrakał 
nad nierozumnym moim sercem 
jak kiedyś liść lub jak fujarka? 

Wczorajszemu

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Ufałeś: na niebo jak na strunę miękko złożysz dłoń,  
muzykę podasz ustom, utoczysz dotknięciem,  
łukiem wiersza wysokie księżycowe tło 
wprowadzisz w bezmiar dolin – 
Modlitwę nocnych cieni rozwiesisz jak więcierz  
na słodkich oczach dziewann i szumach topolich.  
Ufałeś: trzepot ptaków rozsiejesz ziarnisty, 
rozległą piersią ujmiesz horyzonty, w których świat  
pływa mały jak z dzieciństwa okręcik. 

Ukochanej

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Gdzie zgięty domem grajek smyczkiem 
spod palców wartkich toczy ziemię 
i niebo wielkie, nas malutkich, 
uliczne drzewo szumi zwięźle. 
Jesteśmy tutaj wychyleni 
za każde słowo. Dłoń się zdarła 
już od głaskania szorstkich trumien 
i w oczach krzyż pozostał niemy. 
I tak prowadzi nas już do snu, 
i tak nas uczy umierania 
piosnka, co spływa po piorunie. 
Nie zatrzymasz, nie usiłuj nawet. 
Będzie toczył nas grajek czy kosmos; 
dłoń za mała i serce za małe – 
jedna miłość przytuli miłością. 

Temu, który przyjdzie

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Z tamtej strony, gdzie mała kolumna 
nieba świeci, u stóp ziemi drętwej 
my jesteśmy. Pomyśl: sen i ból nasz 
napojony pulsowaniem rzeki, 
kwiatów szmerem w powietrzu nietrwałym 
słyszysz jeszcze prosty jak organy. 
Czas, co smutne ciało ma weselić, 
kłosy zgina niebieskie jak dachy 
miasta twego i obłoków kielich 
chyli w młodość muzyczną. Więc w blasku 
rzeczy stoisz, w rękach nić pejzażu 
wijesz jasną, jak my złe żelazo. 

Śpiew murów

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Nocą, gdy miasto odpłynie w sen trzeci, 
a niebo czarną przewiąże się chmurą, 
wstań bezszelestnie, jak czynią to dzieci, 
i konchę ucha t a k przyłóż do murów. 
Zaledwie westchniesz, a już cię doleci 
z samego dołu pięter klawiaturą 
w szumach i szmerach skłębionej zamieci 
minionych istnień bolesny głos chóru. 
„Bluszczem głosów spod ruin i zgliszcz 
pniemy się nocą na dachy i sen, 
tobie, Warszawo, w snach naszych śnisz, 
nucąc wrześniami żałobny nasz tren.” 

Stygmat

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Od kiedy język mój jak czyżyk 
świergoce, skąpo i od kiedy 
ręka brzemienna w piśmie le\’ry 
jak kłos na skibie – obłok chyży 
przechyla się krawędzią lśniącą 
i niebo giętkie dając oczom 
powiada: 
codzienne dzwony w blasku pieją, 
truchleje w ziemi nasion wstęga, 
bo dłoń człowieka w przerażeniu 
jest niby noc lub marmur ciężka. 
I ty podobny losom roślin 
daremnie patrzysz, barwy łowisz, 
bo tylko nam, nie człowiekowi 
dany jest wieczny, wolny pościg. 

Schodząc

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Mówię: powietrza mszał 
niech się odemknie jak róża 
lub ręka trwożna – 
Nitka świecąca w marmurze 
zakwita cierniem i żal 
pali się skąpo w niebiosach. 
Wejdę. Gwiaździsty lichtarz 
dnieje proroczo w głębi, 
gwoździ czerwonych kilka 
i kość złamana nad nimi, 
dno tu jest albo światła 
skupiona, cierpka glina, 
co kwiatem głaz przygniata 
i noc piorunem przeklina. 

Przystań

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Ucieleśnię się jeszcze powtórny, 
jak rysuję się w lustrze milczący 
i znów pójdę jak ręka za piórem 
krajem cierpkim, gdzie krzyże jak brzozy 
i gdzie ludzie jak czarny różaniec 
aemię wiją pod niebem nucąc, 
deski smutne radośnie zbijają 
zapatrzeni w wysokość jak Chrystus. 
Ten sam dzięcioł zastuka mi w konar 
i wiewiórka jak ręka smukła 
przemknie dołem, gdzie ciężko na modrej 
dłoni liścia – leniwy skorupiak, 
ten sam głos mnie na progu powita 
i powietrze rozchyli jak bramę, 
i ta sama otworzy kobieta 
pismo moje jak trudny ornament. 

Przyjacielowi w drodze

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Markowi Chmurze
Patrzysz nisko i spojrzenie srebrne 
oczu twoich jest radosnym światłem 
w drodze naszej odmierzanej sercem 
jak księżycem. Puszyste od wiatru 
płyną drzewa przed nami pod powietrza nurt, 
wieczór jak dno studni mały jest i lśniący 
i głów naszych w gałęziach kołyszą się kolce, 
i pył roślinny wstaje u znużonych nóg. 
Niejeden dzień, niejedno słowo 
mamy za sobą w drodze naszej 
i kędzierzawy w górze obłok 
jak piana morska zna już krok, 

Przez zamieć wiosenną

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Znowu drobniutki świergot 
gałęzi jak śniegu leniwej 
i twarzy białej lusterko 
w obłoku włosów sennych, 
spada dzień jak złocona śliwa, 
a my ciągle przez zamieć idziemy 
z cieniem prędkiej młodości za ręką. 
Deszcz wiosenny kuleje w powietrzu 
i spryskana obłoków łąka, 
a my jeszcze ściśnięte pięści 
jak karabin dźwigamy po bokach. 
I gdy wiatru zawiły flet 
stado rybne w rzece roztrąci, 
jak do strzału składamy brew 

Przesłanie

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Wywiodę noc wiosenną przed zwalony dom 
– a nad nim biała stoi Niedźwiedzicy struna 
jak dymu wędka piękna albo kształt pioruna – 
i bieg ciepłego nieba otworzę pod rąk 
promieniem pełnym łaski. Przez pejzażu próg 
odejdę rózgi olszyn zginając jak pasterz 
na traw spokojny deseń, jezior sady płaskie, 
tam kwiat ukośny błyska jak krzemienny zdrój. 
Opowiem wszystkie dzieje raz jeszcze wargą pełną, 
przywrócę ogień ścianom, ziemi rozpacz ciał 
i łzę jak krwi kruszynę zawieszę pod powieką, 

Przejście

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Za grotem mej dłoni – tam przestrzeń wiecznie blada, 
w której przejrzysty księżyc jest 
jak fragment białej chmury albo anioła sandał 
zgubiony na powietrzu. Nieść 
cierpliwie trzeba obraz kończący się u wrót 
nikłego horyzontu – lecz dłoń przegina ciężar 
i ciało błyska trwożnie, kiedy obłoczny strój 
opada bez szelestu i dana jest wiedza 
tym dłoniom, które niosą, 
tym ciałom, które drżą: 
nie przejdziesz cienia ręki powietrzem niby mostem 
i w obraz się zamienisz twych ojczystych stron.