Z Moschosa

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Kiedy się morze ukoi, kładzie się gładkie i sine,
W sercu ochota urasta: idź na błękitną równinę!
Ląd mi z pamięci uchodzi, tęskność wypędza na morze.
Lecz gdy się w głębiach zapieni, w krzywe bałwany poorze,
Z rykiem do brzegu się wali, białymi wierchy powstaje,
Wtedy ja oczy obracam – na ziemię cichą, na gaje.
Ląd mię pociąga spokojny i cieniem wabią mię drzewa.

Z Brugii (Bruges)

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Niskie domki wzdłuż kanału
Obracają szczyt ku wodzie,
Obciążone wielkie lodzie
Suną w cichy port pomału.
Stoi Jan van Eyck w pobliżu,
Czystych dziewic malarz święty,
I ma domki i okręty
Za tło, stercząc w czarnym spiżu.
Stare gmachy, senne wody
Dziwią mu się dziś ogromnie.
Kiedyż to szedł tędy skromnie
Jakiś van Eyck, malarz miody?

Władysławowi N.

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Mówisz, że taka jest gwiazda, co leci
Poprzez wszechświaty – od setek stuleci…
Zrównoważone po przestworach słońca
Jej nie wstrzymają. Ona mknie bez końca,
Poza granice, które światom kreśli
Astronom myślą, poza krańce myśli,
Gdzie wyobraźnia chwili nie wytrzyma,
W pustkę, za którą – nawet pustki nie ma.
Odkąd patrzące oczy są na ziemi,
Ten świat osobny lśnił i biegi nad niemi,
A choćby oczy wygasły patrzące,
Będzie wśród starych słońc iść śmiałe słońce.
Może tęsknota zmusza do tej jazdy
Gwiazdę, znużoną przez słońca i gwiazdy,
Może ma kiedyś łzą pozostać jasną

Wiosenne ukojenie

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Wszystkie moje łzy i smutki
Pochłonęły niezabudki.
Z moich pragnień i tęsknoty
Powyrastał jaskier złoty.
Iłem szału znał przed laty,
Przeszło w pełnych róż szkarłaty.
W czyste lilie się zamienia
Zwątpień ból i przebaczenia.
Oto wstaje wiatr i zwieje
Marne troski i nadzieje.
I nad serca mego ciszą
Śpiewne już skowronki wiszą.

Wieczorem

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Idę nad morzem, co nieukojone,
Posłuszne tchnieniom złotego miesiąca,
Wiecznie pierś swoją rzuca w jedną stronę 
I o brzeg jeden roztrąca.
I choć przychodzi taki czas, że nocą,
Na nowiu księżyc pozbędzie promieni,
Fale tak samo próżno się szamocą, 
A miesiąc w górze się mieni.
I żal mój koi ta ciągła wód praca
I chcę być jako fala niewiedząca,
Co w głąb się wiecznie cofa i powraca, 
Posłuszna tchnieniom miesiąca.

W Théâtre de da Monnaie w Brukseli

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Nieruchomą cię widzę w teatrze,
Na tle loży czerwonej, z daleka
I podobnaś mi jest Kleopatrze,
Gdy się nudzi w pałacu – i czeka.
Na ramionach masz złote obręcze,
A diamenty w pomroku świecące,
To rozprysną się w gwiazdy i w tęcze,
To się skupią i palą jak stonce.
Takie blaski ci biją od głowy,
Gdy ją oprzesz złocistą i rudą,
Żeś jak bóstwo jest z kości słoniowej,
Wyzłacane tybetańskie cudo.

W muzeum

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Powracam tutaj po latach
Z duszą, jak gdyby nie swoją,
Gdzie bogi w faldzistych szatach 
Niezmienne stoją.
Pierś moją bolę i troski,
Jak pługi, stokroć zorały,
A trwa posągów sen boski, 
Kamiennie biały.
I naraz czuję się niczym
Z uczuć, łez, pragnień mych światem
Przed niemym bogów obliczem 
I majestatem.

W albumie A.O.

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Nie czuć, nie kochać, nie ufać, nie wierzyć,
Wżyć się w to życie gnuśne, ale nie żyć.
Kiedy dzień wstaje, na oczy naciągać
Szmatę, by oczom brzask nie mógł urągać.
Nie czekać szczęścia, ale czekać końca,
Nocy bez marzeń, wieczności bez słońca.
Albo też piersi wolą opancerzyć,
Gdzie wre wir morski, zejść, co boli przeżyć,
Z żadną się ludzką nędzą nie oswoić
I sercem walczyć i sercem się koić.
Ponad gruzami ufność snuć ze siebie
I jak skowronek tonie wiosną w niebie,
Tak się w światłości i pieśni rozpłynąć,
Potem od kuli gdzieś, na wojnie zginąć,
Czuć, że przechodzień na mogile męską
Zaśpiewa strofę, prostą, a zwycięską.

Venus victrix

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Błądzę po salach sam. W galerii mrok zapada,
Pośrodku krwawych zórz umiera znowu dzień…
I krasne blaski mrą a biała bóstw gromada,
Ujęta świętym snem, zachodzi z wolna w cień.
Stanęła w progu Noc, otula białe szaty
I kładzie silny mrok na ich klasyczny fałd
A świeci jeszcze wciąż na ciemnym tle komnaty
Rysunek greckich głów i nagich bogiń kształt.

Venus libitina

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Śmierci, miłości nie chroń się, człowiecze,
Śmierci, miłości żaden nie uciecze…
Tak dumał stary mistrz i uczcił obie
Potęgi, stawiać Kiprydę na grobie.
Ona królową szerokiego świata.
Choć nie dostroi serc, to dłonie splata
I gdy się duszy człowieka nie ima,
Jeszcze go zwabi licem i oczyma.
Aż nie zapragnie nowych ślubnych godów
I chcąc mieć młody świat dla młodych rodów,
Dawnych swych ofiar dla wód FIagetonu
Nie zagna – pani miłości i zgonu.

Tercyny

Wiersz: Konstanty Maria Górski
W dzień napotykam same widma chwiejne
I nie rozumiem, czemu się szamocą,
Bo krótkotrwałe są i beznadziejne.
Ale oglądam trwalsze kształty nocą,
Gdy na powieki padną mroki czarne,
Kształty odmienne prawdą, życiem, mocą.
Co zdołam świata ogarnąć, ogarnę,
Gdy w półśnie razem wspominam i marzę
A o zjawiska chwili nie dbam marne.
We śnie dopiero widzę żywe twarze,
We śnie za kształty nieginące chwytam –
Więc widma dzienne za nic sobie ważę.

Spokojność

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Zbudzić się, zerwać, uchylić firanek,
Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek,
Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocą
I tylko brzozy białym pniem migocą –
A na toń niebios, wiosenną i bladą,
Fijoletową sieć gałązek kładą…
Obejść kasztany, których pąki, lśniące
Nowymi soki, łowią chciwie słońce
I główki śmiało w przestrzeń prą błękitną,
Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną…
Chodzić po słońcu – powoli – jak we śnie,
Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie,
U węgła domu przystanąć – posłuchać,
Bo już gołębie zaczynają gruchać
I wilga gwiżdże w południe nad sadem,

Rzym wieczorem

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Od cienistego schodziłem klasztoru…
W dole, na Forum, chłodny cień wieczoru.
Na Kapitolu – ostatni błysk słońca!
Na Palatynie zieleń ciemniejąca
Na tle niebiosów jasnych, przypomina
Półfantastyczne obrazy Boecklina.
Niżej kolumny pośród ciętych cisów,
Białe z marmuru i czarne z cyprysów.
Nad całym miastem mrok i fiolety,
Po Corso stępem wracają karety
Z Villa Borghese. Wśród zgiełku i wrzawy
W oczy dam rzymskich patrzy tłum ciekawy.
Szare ulice purpurą swą plami
Collegium z wolna idące parami,
I nad niepokój wieczornego miasta
Kopuła, wznosząc złoty krzyż, urasta.

Ranek nad morzem

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Cicho dziś zamiera w blasku
Morze jednym rąbkiem piany
I zostawia ślad na piasku,
Połysk szklany i różany.
Chodzą ranne mgły po fali
I prześwieca blado słońce…
Gdzieś wysoko, gdzieś w oddali,
Wielkim skrzydłem bielejące,
Płyną z wolna wielkie łodzie,
Wielkie lodzie rozmarzone
I po sennej, gładkiej wodzie
W niewiadomą idą stronę.

QALATTA

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Z wolna szli Grecy pustynią bez końca,
Marznąc przy gwiazdach, padając od słońca.
I już zwątpili, czy kiedy powrócą
Tam, gdzie za nimi niewiasty się smucą.
Więc aby w gnuśnej nie marli rozpaczy,
Xenofont hufiec junaków wyznaczy:
Niechaj szukają, czy nie ma gdzie rzeki,
Czy nie bieleje jaki gród daleki?
Może przyjazny, a może go zdradną
Wezmą namową lub silą napadną…
Na wzgórzu stanął jeden z przedniej straży,
Ręką cienisty czyniąc dach dla twarzy.
Podbiegi i nim się opamiętać może,
Już dzidę w górę wzniósł i krzyknął: „morze!”

Na wpół prozą

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Chciałbym mieć kiedy jaki domek mały,
Domek przedmiejski, z wielkim dachem, biały.
Rosłyby rzędem na ulicy drzewa,
Lipy i brzozy, w których szczygieł śpiewa.
Rosłyby blisko, ażebym, okienko
Otwarłszy, liści mógł dostawać ręką,
Abym wiosenną zbudziwszy się nocą,
Słyszał, jak wróble ruchawc świegocą,
Aby mi słowik, gość rzadki i czczony,
Z wieczora w maju sypał szklanne tony.
I w sieni, na tle czerwonej kotary,
Stawiłbym odlew jakiej rzeźby starej,
Jakie florcnckie popiersie kobiety,
Lub Marię Pannę u św. Elżbiety
Andrzeja delia Robbia.
Żadnych gratów,
Chińszczyzn, figurek saskich… Dużo kwiatów,

Na Dünach

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Na morskich piasków duże zioła
Słoneczna, złota jasność pada
I rozpromienia się na sioła,
Na nieruchome w łąkach stada.
Krajobraz senny jest i prosty…
Idę wśród traw nadbrzeżnych woni.
W szarawe, kędzierzawe osty
Skrył się jesienny świerszcz i dzwoni.
Dolata cichy szept od morza,
Nad wały piasku wiatr przechodzi,
Nad trzciny modre, rude zboża –
I piersi wolnym tchnieniem chłodzi.